czwartek, 30 sierpnia 2012

Krakowski Kazimierz


  W Kazimierzu zakochana jestem od pierwszego wejrzenia. To takie małe miasteczko w centrum dużego miasta. Rządzi się swoimi prawami, tętni własnym życiem. Lubię go o każdej porze dnia i roku, nawet jak leje, wieje i zimno. Ale najbardziej o poranku w letni, upalny dzień - słońce razi w oczy a przy stolikach przed kawiarniami nieliczni ludzie jedzą śniadanie, piją kawę a czas płynie wolno. W miarę upływu dnia ludzi przybywa, żeby wieczorem wypełnić uliczki barwnym gwarem. Kocham Kazimierz :)
  Mamy tu swoich dobrych znajomych i swoje miejsca. Mamy tu w końcu swoją galerię :)
  Zamieszczone poniżej - bez żadnego porządku - zdjęcia zrobiłam późnym popołudniem w bardzo ciepły poniedziałek.




Alchemia

Plac Nowy

kawiarnie na Placu Nowym

... z bliska

... i jeszcze

"okrąglak"



przed Mleczarnią





tu była kiedyś zaprzyjaźniona z nami galeria Sygnatura

Jagamakota

D'Art Naif (mam tu swój kącik:)

Persja

też "zaraz wracają"

wnętrze knajpki

Kolanko

synagoga Wysoka

Józefa

dziewczyny na poniedziałkowy spacer ładnie się ubierają :)







 



Szeroka



kawiarnia

Miodowa

Popielnik :)

"nasza" cukiernia - sąsiadka :)



Podbrzezie

Absynt

perspektywa Bożego Ciała

ostatnio wystrugałam takie ptaszysko przed galerię (w galerii pustki, bo właśnie pakowaliśmy się na Dymarki)

nasz szyld






niedziela, 26 sierpnia 2012

Milion pieców, czyli ziemia w ogniu



  Rolnicy z okolic Bodzentyna, Nowej Słupi, Rudek aż po Opatów z trudem uprawiali swoją ziemię, która wyrzucała z siebie ogromne ilości żużla. Zaczęli go zbierać i wywozić do hut żelaza chętnie go skupujących i płacących za tonę tyle, ile przez tydzień zarabiał najęty do pracy w polu chłop. 
  Pięćdziesiąt lat temu zjawisko to zainteresowało naukowców - archeologów i metalurgów. Rozpoczęli badania terenowe, które doprowadziły do odkrycia śladów osad sprzed 2 tysięcy lat i wielkie ilości pozostałości po warsztatach metalurgicznych. 
  Od tego czasu trwają badania nad procesem wytopu żelaza w początkach naszej ery i nie wszystko jest jeszcze wiadome a wyniki eksperymentów nie zadowalają. 
  Od 46 lat w Nowej Słupi organizowane są corocznie Dymarki Świętokrzyskie.
 Dzisiaj to fantastycznie przygotowana impreza z warsztatami archeologicznymi i zrekonstruowanym życiem osady sprzed 2 tys. lat. W całym przedsięwzięciu bierze udział ok 200 młodych, pełnych pasji, archeologów z całej Europy. Wcielają się w: szewców, kowali, hutników, garncarzy, obrabiają kości i rogi, farbują wełnę, pieką chleb, gotują i o wszystkim zajmująco opowiadają. To co wytworzą, można kupić, często za bezcen.
Jesteśmy pod wielkim wrażeniem Dymarek. Nie mogliśmy się oderwać od tych obrazów i opowieści, spędzając na zmianę po kilka godzin dziennie na terenie zrekonstruowanej w najdrobniejszym szczególe osady.
Patrząc na takie proste życie, odzywał się w nas jakiś atawizm, jakby pamięć czegoś znanego. Chciało się tak żyć, tak gotować zupę na ognisku i z takim spokojem, cierpliwie i bez pośpiechu wykonywać swoje codzienne obowiązki
  Proste, ale niezwykle skuteczne narzędzia i metody ich użycia wzbudziły w nas zachwyt.
  Za rok przyjedziemy do Nowej Słupi na pewno i wszystkich szczerze zachęcamy.



 Rekonstrukcja osady sprzed 2 tys. lat

 piece dymarskie





 obóz Rzymian

 farbowanie wełny w ziołach ( pachniało przepięknie )



 wyroby z kości i rogów

 śliczne cebrzyki i takaż sama łopata

 zrekonstruowany zaprzęg rzymski - skóra, drewno, żelazo... ludzie i konie :)



 chatka zielarza (chyba)



  Nowa Słupia dziś, choć jakby trochę wczoraj :)














 kapliczka z początku XX wieku

jej wnętrze tonące w sztucznych kwiatach :)

paski, kratka i kwiatki :)